Dopiero teraz uzupełniam zaległości, bo obudziłem się po paru dniach ;)
Piątkowy trening był trochę zwariowany. Jedyna wolna bieżnia na siłowni miała przylepioną karteczkę: UWAGA! Bieżnia pokazuje prędkość w milach. Planowałem na początku pobiegać, wiec nie chcąc zmieniać planów wszedłem na nią pewnym krokiem.
Mile, mile, jak to było? Jedna mila to 1,2 kilometra? Hmm, a może 1,4 czy jednak 1,6? Starałem sobie przypomnieć, wartości żeby rozpocząć spokojny bieg. Niestety, okazało się, że 8,8 mil na godzinę (mph), nie oznacza 9,5 kilometra na godzinę, lecz 14,16km/h... 8 mph też nie, bo 12,8 km/h.
Następne próby to: 7,5 mph (12km/h), 7 mph (11,26km/h) – oczywiście cały czas czułem, że chyba za szybko biegnę – przecież kondycja z powodu jednego długiego weekendu aż tak pogorszyć się nie mogła ;). W ten sposób zamiast czterech kilometrów spokojnym biegiem kilometrów poprzestałem na dwóch i pół.
Naprawdę długo mi zajęło, żeby zmienić prędkość z czternastu kilometrów na godzinę ;). Tętno na bieżni przekraczał 175. Całość treningu przedstawia się następująco:
Bieżnia (2,5 km, incline 3,2)
- wiem jakie dokładnie miałem tętno, ale zdecydowanie za wysoki (na moment 180).
Orbitrek (60 min, lvl 13/25, program reverse)
- tętno: 163-168
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz